Natalia w prasie i TV
A oto wywiad dla Super Expressu:
KRZYSZTOF SZEWCZYK: - Czy pamiętasz Jarku, jak się poznaliśmy?
JAROSŁAW KUKULSKI: - Oczywiście. Wraz z zespołem Waganci byłem w Sopocie, przyjechał Krzysztof Szewczyk i chciał nas pobić.
K.S.: - Mieszkałem tam, byłem początkującym dziennikarzem.
J.K.: - Umówiłeś się na wywiad.
K.S.: - Tak, ale telefonicznie i na następny dzień. Wieczorem idę Monciakiem i widzę, z "Algi" wychodzi "wesołe" towarzystwo. Nie podobało mi się, że tak wrzeszczeliście, więc ruszyłem przez trawnik, żeby was uspokoić. Nie bałem się, bo nie byłem sam.
MARIA SZABŁOWSKA: - Był agresywny?
J.K.: - Na szczęście w porę nas rozpoznał, byliśmy już wtedy znanym zespołem.
M.S.: - To ty stworzyłeś Wagantów.
J.K.: - W 1968 roku byłem oboistą w Filharmonii Zielonogórskiej i wygrałem dwa ogólnopolskie konkursy na piosenkę. Zaraz po tym zaproponowano mi kierownictwo muzyczne Estrady Lubuskiej i założenie zespołu, by krzewić patriotyzm lokalny. Estrada Lubuska była wtedy bardzo mocna, bo miała Jacka Lecha i Trubadurów. Nasz nowy zespół miał się nazywać Zieloni albo Waganci. Wybraliśmy to drugie.
K.S.: - Dlaczego Waganci?
J.K.: - Zieloni byliśmy co najmniej dwa razy w tygodniu, z powodu, powiedzmy, bliskości lokalnej wytwórni wódek. A Waganci to była nazwa bardzo na topie. Modnie było nazywać się jak dawni wędrowni grajkowie, Skaldowie, Trubadurzy...
M.S.: - Początkowo to była tylko męska grupa?
J.K.: - 6 sprawnych, silnych mężczyzn. Codziennie siłowaliśmy się na rękę no i koncertowaliśmy, zyskując lokalną, lubuską sławę. Kiedyś usłyszał nas Mateusz Święcicki...
M.S.: - I zrobiliście nagrania dla radiowego Studia Rytm.
J.K.: - To były wspaniałe czasy, epoka big-beatu, rodziła się oryginalna muzyka, taka na polską nutę. Moim zdaniem nie było w niej, wbrew temu, co się uważa, naśladownictwa Zachodu. Raczej wpływy ludowe, słowiańskie albo muzyki klasycznej, jak u Czerwonych Gitar czy Skaldów.
K.S.: - Pamiętasz pierwsze piosenki, które skomponowałeś dla Wagantów?
J.K.: - "Pomyśl wtedy, że mnie kochasz", "Chodziłeś do Zosi"...
K.S.: - I kto to śpiewał?
J.K.: - Sześciu chłopa.
M.S.: - Dlaczego postanowiliście zaangażować solistkę?
J.K.: - Nie podobało nam się, że brzmieliśmy podobnie do Trubadurów i No To Co. Zorganizowaliśmy casting i wygrała Ania. Śpiewała "Mówiły mu" Maryli Rodowicz i jakąś wysoce artystyczną piosenkę skomponowaną na Famę. Zachwyciła mnie absolutnie.
K.S.: - Głosem, muzykalnością?
J.K.: - Też, ale również figurą i urodą. Była niebezpiecznie chuda, dlatego wydawała się bardzo wysoka i miała bardzo cienkie nogi. A ja lubiłem chude dziewczyny. Przypominam, to były czasy Twiggy.
M.S.: - Była tak chuda jak Twiggy?
J.K.: - Była bardzo szczupła i żeby nogi wydawały się zgrabniejsze, lekko je uginała, tak trochę po kaczemu. Całe życie miała kompleks nóg, chociaż z czasem lekko się zaokrągliła i nogi stały się superzgrabne.
NATALIA KUKULSKA: - Babcia mi opowiadała, że tata powiedział kiedyś, że mama miała "niebezpieczne nogi". Sądziła, że to komplement, a tata miał na myśli, że były tak cienkie, że mogły się złamać.
M.S.: - Nagraliście z Anią "Co ja w tobie widziałam" i sukces był natychmiast.
J.K.: - Trzy miesiące na pierwszym miejscu Listy Przebojów Studia Rytm, nie mówiąc już o innych notowaniach. Koncerty, od trzech do pięciu dziennie.
M.S.: - Jak można zagrać pięć koncertów dziennie?
J.K.: - Pierwszy musi się zacząć nie później niż o 10 rano. Ale Waganci nie doczekali nawet longplaya - wyszła tylko tzw. czwórka. Sława zaszkodziła niektórym, więc ja i Ania postanowiliśmy odejść i pracować na siebie. Już wtedy byliśmy parą, po roku się pobraliśmy.
M.S.: - Oglądasz czasami stare programy mamy, słuchasz jej piosenek?
N.K.: - W ważnych momentach życia zawsze wracałam do mamy. Przygotowywanie płyty "Po tamtej stronie" było jak wielki seans z nią. Ponieważ wszyscy znają Annę Jantar i myślą, że wiedzą, jaka była, chciałam pokazać mamę z innej strony. Sama wybierałam piosenki, każda ma na płycie mój osobisty opis. Sama też wybierałam zdjęcia. Chciałam, żeby ludzie zobaczyli ją moimi oczami. To było oczywiście bardzo subiektywne, ale kto, jeśli nie ja, ma prawo do takiego spojrzenia? Teraz temat mamy już zamknęłam. Niedawno zaproponowano mi udział w poświęconym jej koncercie, ale ja już nie czuję takiej potrzeby. Wszystko, co chciałam powiedzieć, powiedziałam na płycie. Czasami tylko zadaję sobie pytanie, czy mama zgodziłaby się z moim wyborem. Jesteśmy podobne z charakteru.
K.S.: - Są podobne?
J.K.: - Tak. Natalia jest bardziej pyskata i uparta. Zawsze postawi na swoim.
M.S.: - Macie też podobną urodę. Gdy kiedyś znalazłam w archiwum TVP fragment programu, w którym Ania, ubrana w jeansową sukienkę i spodnie dzwony, schodzi po schodach, przez moment byłam pewna, że to Natalia. Dosłownie zamurowało mnie.
K.S.: - Natalio, chciałabyś, żeby twoja półtoraroczna Ania była piosenkarką?
N.K.: - Nie, chyba nie... Ale z drugiej strony podoba mi się ta myśl - to by było już trzecie pokolenie. Ona ma świetny słuch. Anulka, zaśpiewaj: la lala lalala. (Mała bezbłędnie powtarza)
J.K.: - Powiem wam gorszą rzecz: Jasio też będzie śpiewał, jest bardzo muzykalny.
K.S.: - Z Anią i Jasiem zrobimy wywiad za 10 lat, a teraz zapytamy Natalię, jak ocenia przeboje mamy i taty?
N.K.: - Były świetne i mniej świetne, wiele się nie zestarzało. Moim odkryciem jest piosenka "Co zrobimy z tą miłością". Myślę, że niektóre kompozycje taty były inspirowane tym, czego wtedy się słuchało. Choćby Dianą Ross.
J.K.: - Były mody, pod które się pisało. Ale najlepiej przetrwały próbę czasu te rzeczy, które powstawały poza modą, choćby "Kto wymyślił naszą miłość". Niesamowitym zjawiskiem jeszzzt "Tyle słońca w całym mieście", ciągle słucha się tego bez obciachu. Myślę, że piosenka "Mój, tylko mój" to gniot.
N.K.: - Teraz już się nie mówi gniot.
M.S.: - A jak? Obciach?
N.K.: - Może być obciach. Słowa zmieniają pierwotne znaczenie. Choćby chłam.
K.S.: - Chłam to rodzaj obciachu?
N.K.: - Nie. Chłam to coś pozytywnego. Mówi się: ale to ma chłam, albo, że coś jest chłamiaste. Tu chodzi o rodzaj stylowej tandety.
J.K.: - Stylowa tandeta, piękne sformułowanie.
M.S.: - Nie możemy skończyć naszej rozmowy na tandecie, nawet jeśli ona jest stylowa.
K.S.: - Porozmawiajmy lepiej o nowej płycie Natalii.
N.K.: - Ona dopiero powstaje. Będzie w niej dużo świeżości, ale czerpiemy też z różnych stylistyk: m.in. lata 80., funk. Warstwa instrumentalna i wokalna będzie minimalistyczna, ale mam nadzieję charakterystyczna i ciekawa.
M.S.: - Jakieś kompozycje Jarosława Kukulskiego?
J.K.: - To Natalia rządzi, ona stylistycznie ukierunkowuje całą płytę, ja się muszę podporządkować.
M.S.: - "Im więcej ciebie tym mniej" napisałeś pod pseudonimem, by nikt nie pomyślał, że córka wzięła piosenkę po znajomości?
N.K.: - Chcieliśmy, żeby utwór bronił się sam. Powiedziałam, że skomponował go młody, zdolny człowiek z Krakowa. Ile osób prosiło mnie o jego telefon!
K.S.: - Pewnie. Każdy chciałby mieć takiego hita.
Miłość i tragedia
Anna Jantar razem z mężem, kompozytorem Jarosławem Kukulskim, stanowili jedną z najbardziej znanych par w polskiej rozrywce. To on był twórcą jej największych przebojów m.in.: "Najtrudniejszy pierwszy krok", "Tyle słońca w całym mieście", "Za każdy uśmiech twój". Dzięki nim stała się gwiazdą muzyki, zdobyła wiele nagród i wyróżnień na festiwalach w Polsce i za granicą. Anna Jantar zginęła tragicznie w katastrofie lotniczej 27 lat temu, wracając z tourneŽ po USA. Jej córka, Natalia Kukulska, poszła w ślady mamy i została piosenkarką. W swoim repertuarze ma także piosenki Anny Jantar.
Wywiad i okładka dzisiejszego wydania Super Expressu. Materiały pochodzą ze strony www.se.com.pl